Hilly-billy talk: "Baba z wozu koniom lżej", "Łaska pańska na pstrym koniu jeździ", "Pańskie oko konia tuczy", Sometimes used, but mostly by 70 year old "Janusze": "Uderz w stół, a nożyce się odezwą", "Wyjść jak Zabłocki na mydle ", "Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu"

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, cz. 2. Wraz z [S]iostrą, poprzez umowę notarialną, z klauzulą, że nikt nie ma prawa do zachowku, otrzymałyśmy od dziadka duży dom. Dom mocno zaniedbany, wymagający generalnego remontu. Z [S] wiele razy rozmawiałyśmy o tym, co zrobimy z domem, ale obie byłyśmy zbyt młode, jak na podjęcie takiej decyzji, więc to odsuwałyśmy w czasie. Wiedziałyśmy, że mieszkać razem nigdy nie będziemy (odsyłam do cz. 1 - W historii występuje mój już wtedy [M]ąż. Pierwszą część historii zakończyłam na etapie wyprowadzki [S] do miasta obok. W mieście mieszkała przez rok, w tym czasie utrzymywałyśmy normalny kontakt (nie było o co się kłócić). Właśnie po roku od jej wyprowadzki nasz brat, mieszkający od 9-ciu lat za granicą, zaproponował jej, aby przyleciała do niego, on jej pracę załatwi i zamieszkają razem. Długo się nie zastanawiała, w ciągu miesiąca znalazła się u niego, biorąc ze sobą koleżankę [K]arolinę (razem mieszkały i pracowały w mieście). Po dwóch tygodniach od wyjazdu poinformowała mnie, że muszę podjąć decyzję, czy sprzedajemy dom, czy ja odkupię od niej połowę. Nie byłam gotowa na podjęcie takiej decyzji na już, o czym ją poinformowałam. Zaczęły się telefony co drugi dzień, raz od [S], a innym razem od naszego brata (który ze sprawą nie miał nic wspólnego). Telefony typu: [S] Kur... nie mam za co żyć, potrzebuję pieniędzy, zaraz wyląduję na ulicy! [J] Jak to możliwe, skoro wzięłaś ze sobą 30 tys. złotych? (oszczędności po dziadku) [S] Kur... ty nic nie rozumiesz, tutaj to są grosze, jeszcze musiałam pożyczyć Karolinie! Wyślij mi pierwszą ratę 20 tys. za dwa dni (aha, to już decyzja podjęta, że kupuję? :) ) [J] Jak dobrze wiesz, ja nie mam nawet złotówki. Pieniądze ma mój [M]ąż i najpierw muszę z nim podjąć decyzję. A poza tym, nawet gdybym pieniądze miała, to bez umowy notarialnej nie wyślę ci nawet 100 zł. [S] Kur… ty mi nie chcesz dać moich pieniędzy! To są moje pieniądze i masz mi je dać! [J] To nie są twoje pieniądze, tylko twoja połowa domu, a to dwie różne rzeczy. [S] Ja pier... ty jesteś nienormalna! Zaraz ma do nas dolecieć chłopak Karoliny, czy ty nie rozumiesz, jaką mam teraz ciężką sytuację?! Po tej rozmowie dzwoni [B]rat. [B] Słuchaj, połowa domu jest [S] i jej się ta kasa należy. [J] A może ty mi wyjaśnisz, jak to jest, że ludzie wyjeżdżają za granicę, żeby zarobić 30 tys., a ona tyle wywiozła i po 2 tygodniach grozi jej ulica? [B] Taa, tylko ci ludzie mieszkają po 30 osób w jednym pokoju, a [S] przecież na starcie musi się urządzić. [J] A nie może zacząć się urządzać, jak już zacznie pracować? Przecież mieszka z tobą. [B] Ale musimy wynająć inny dom, bo się ciasno zrobiło, potrzebujemy 3 tys. EUR na zaliczkę (kwoty dokładnie nie pamiętam). [J] Siedzisz tam od lat, [S] pojechała z pieniędzmi i co, nie macie na zaliczkę? Skoro ją tam ściągnąłeś, to chyba zdawałeś sobie sprawę, co to oznacza? [B] Ale ja nie mam kasy! Jeszcze ma dojechać chłopak Karoliny. [J] A właśnie, kto normalny ściąga do siebie jakiegoś kolesia, kiedy sytuacja jest taaaka krytyczna? Przecież [S] i [K] jeszcze nawet nie zaczęły pracować! [B] No chcą, to ściągają, co nie. Słuchaj, bo [S] już rozmawiała z prawnikiem i jesteś raczej w kiepskiej sytuacji (tutaj zaczęły się groźby). [J] Fajnie, tylko oboje wiecie, że ja nie mam pieniędzy. [B] No to pogadaj z [M], kupujcie i po problemie. Kolejna rozmowa z [S]: [S] Masz podjąć decyzję, kupujesz ten dom, czy go sprzedajemy, ile można się zastanawiać?! [J] Przez ostatnie lata obie się zastanawiałyśmy, a teraz ja mam podjąć decyzję w tydzień?! [S] Rozmawiałam z prawnikiem, i to ty masz w tej sytuacji przeje...ne, a nie ja, hahaha. Tak że do jutra chcę decyzję. Tego typu telefony trwały przez miesiąc. W międzyczasie prowadziłam rozmowy z [M], który domu kupować nie chciał. Nie chciał, bo dom dużo za duży, wymagał włożenia w niego równowartości nowego, małego domku. Kto duży, stary dom ma, ten wie, że to jest skarbonka bez dna. W końcu do [S] dotarło, że pogróżki nic nie dają, postanowiła się pogodzić i ustalić, kiedy dam ostateczną odpowiedź, czy dom kupię, czy sprzedajemy. Termin ustaliłyśmy, miałam dodatkowych 5 miesięcy na podjęcie decyzji, wypadało to na grudzień. Do grudnia kontakt miałyśmy bardzo dobry. W końcu grudzień przyszedł, 3 dni przed świętami [S] pyta o decyzję. W tamtym czasie przechodziłam trudny okres i nie brałam pod uwagę żadnego zakupu domu, więc poinformowałam [S], że dom sprzedajemy. Wywiązał się dialog: [S] No i ok, to wyślij mi zdjęcia pomieszczeń, na pewno wszystko posprzątałaś na święta, hehe, to zdjęcia będą w sam raz, żeby wystawić ogłoszenie w necie. Ja się wszystkim zajmę, tylko zdjęć potrzebuję. [J] No nie, nie posprzątałam. Przypominam, że mieszkam na jednym piętrze, a jest jeszcze parter, poddasze i piwnica. Poza tym, zanim wystawimy dom na sprzedaż, to trzeba trochę ogarnąć - przejrzeć wszystkie rzeczy i wyrzucić, co niepotrzebne. [S] No to ogarnij. [J] Ale tego nie da się zrobić w 3 dni, sama wiesz, ile tu jest rzeczy. A poza tym, dlaczego miałabym sama sprzątać? To ty chcesz zrobić coś z domem, więc skoro chcesz sprzedać, to niestety musisz się tym zająć. [S] No chyba cię poj...ło, że ja przylecę, żeby dom sprzątać! Ludzie w gorszym stanie wystawiają i jakoś sprzedają! Przestań wymyślać i wyślij mi te zdjęcia! [J] Chcesz szybko sprzedać dom tak? Jeśli po dwóch tygodniach ktoś będzie chciał obejrzeć dom, to myślisz, że w ogóle nieprzygotowany do sprzedaży go zachęci? [S] Jak się znajdzie kupiec, to wtedy się posprząta. [J] A nie rozsądniej najpierw posprzątać, a potem szukać kupca? [S] Dobra, widzę, że specjalnie wymyślasz idiotyczne problemy, więc wynajmę firmę sprzątającą, niech wszystko wypier...lą. I tutaj na chwilę przerwę, żeby wyjaśnić. Nigdy nie sprzedawałam domu i moja wiedza na ten temat była mocno ograniczona, ale logicznym wydawało mi się, że dom do sprzedaży najpierw trzeba przygotować, czyli zminimalizować ilość osobistych rzeczy, przynajmniej w pomieszczeniach, z których się nie korzystało. Druga sprawa, zwyczajnie chciałam się zabezpieczyć. Znając [S], gdyby znalazł się kupiec i trzeba by było ogarnąć dom, toby powiedziała, że muszę wszystko zrobić sama, bo ona nie dostanie urlopu przez najbliższe 2 lata, a jak tego nie zrobię, to sama mam od niej kupić. I tak temat ucichł na kolejnych 5 miesięcy. Przyszedł maj, nie utrzymywałyśmy z [S] kontaktu. Minął dokładnie rok, od kiedy [S] wyjechała za granicę i od kiedy zażądała kupienia od niej domu. Moja i [M] sytuacja się poprawiła, podjęliśmy decyzję, że dom kupujemy. Już miałam pisać w tej sprawie do [S], kiedy się okazało, że przylatuje do Polski. Umówiłyśmy się na spotkanie. Pierwsza zaczęła [S]. Otóż skoro nie chcę domu kupić, a ona nie będzie czekać latami, aż ktoś dom kupi, to ona podaje mnie do sądu, niech komornik zajmie się sprzedażą domu. W myślach pogratulowałam pomysłu. Iść po najmniejszej linii oporu, sprzedać dom za grosze, bo ja zła siostra nie chcę odwalić za nią całej brudnej roboty związanej ze sprzedażą domu. Poinformowałam [S], że kupię od niej połowę domu, w 5 ratach. Dwa dni później podpisałyśmy umowę przedwstępną, taką bez notariusza. Umówiłyśmy się, że [S] da mi znać, kiedy będzie kolejny raz w Polsce z miesięcznym wyprzedzeniem, a ja zacznę załatwiać papiery. Przez kolejnych 5 miesięcy kontaktu również nie utrzymywałyśmy - w końcu cel został osiągnięty, już nie byłam jej potrzebna prawie do niczego. I tak w październiku [S] potwierdziła, że przylatuje w listopadzie, a więc rozpoczęłam załatwianie dokumentów. A wraz z nimi wznowił się kontakt z [S], wyłącznie na temat domu, gdzie każda rozmowa kończyła się kłótnią. Nie bardzo to rozumiałam, w końcu wszystko szło po jej myśli, a jednak potrafiła wyrwać słowo/zdanie z kontekstu i rozpocząć nic niewnoszącą kłótnię. Największym problemem okazało się zameldowanie. Ja chciałam, żeby zaraz po podpisaniu aktu notarialnego się wymeldowała, [S] wymeldować się nie chciała. Dodatkowo usłyszałam, że jak ją oszukam, to mnie poda do sądu i w ogóle cała ta sprzedaż domu to jest jak by ją tu oszukać bardziej. U notariusza. Notariusz wiedział o problemie meldunku, zapytał [S], czy meldunek jest jej do czegoś potrzebny, skoro na stałe mieszka za granicą. Odpowiedź [S]: Nie. Powiedziała, że jeśli po notariuszu zawiozę ją do Urzędu Skarbowego, potem do gminy się wymeldować, a potem do jej hotelu, to ona może się wymeldować (między notariuszem a jej hotelem ok. 60 km, miasta po dwóch przeciwnych stronach, pośrodku miejscowość z domem). Jedyne, co mi pozostało, to zapis w akcie, że [S] zobowiązuje się wymeldować przed otrzymaniem ostatniej raty. [N]otariusz zapytał, na jaki adres ma wysłać [S] dokumenty. [S] Na ... (tu podała adres domu, który właśnie sprzedawała). [J] Może podaj swój aktualny adres, ja już od dawna nie odbieram poczty zaadresowanej do ciebie. [S] Ale to jest bez sensu, a jak np. za miesiąc się stamtąd wyprowadzę?! [N] Proszę pani, mimo wszystko, aby otrzymać korespondencję, podaje się adres zamieszkania, nie adres zameldowania. [S] podała adres, ale niepełny, bo po prostu go nie znała. Tak zakończyła się znajomość pomiędzy mną, a rodzoną siostrą i naszym bratem, który stanął murem za [S] i również zerwał ze mną kontakt. I jeszcze tylko taki malutki smaczek. Pierwszą ratę [S] otrzymała w gotówce przy notariuszu, kolejne raty mam wpłacać na konto bankowe wskazane przez [S]. [S] wskazała konto narzeczonej naszego brata. Dom jest mój (i męża) od pół roku, jednak do dzisiaj mam koszmary, że brat z siostrą przyjeżdżają, robią imprezy, niszczą, wynoszą moje rzeczy, żądają własnego pokoju, a ja tylko chodzę i sprzątam po nich gigantyczny syf... Zgadzam się, że [S] miała prawo ode mnie żądać decyzji w sprawie domu, ale można było to zrobić w normalny sposób. Znalezienie kupca na tak wysoki dom mogło trwać latami, dla [S] najlepszą opcją był zakup domu przeze mnie, ale nie miała prawa mnie do tego zmuszać. Z rodziną najlepiej na zdjęciu

"Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu" Niestety! Jestem fotografem, kompletnym amatorem. Nie mam papierka, certyfikatu, który by jakoś określał moje możliwości. W dziedzinie "siedzę" od dobrych 7-8 lat, więc jednak coś tam… – Ludzie z piekła rodem

nowość Platforma medialna Magazynu Perkusista Dlaczego warto kupić dostęp do serwisu Magazynu Perkusista? Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną. Dowiedz się więcej Promocja! Miesiąc za "piątaka"

Mądre porzekadło głosi: „Dobroć rodziny rośnie wraz z kwadratem dzielącej nas od niej odległości”. Jest i drugie: „Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”. Moim zdaniem na owym zdjęciu najlepiej jeszcze stanąć gdzieś z boku, żeby potem użyć nożyczek i odciąć się od reszty. Wszystko zaczęło się dwa lata temu Siema! Szanowni Obywatele, wszystkim dobrze znane jest w/w powiedzenie, ale niektórzy jak np ja dotychczas nie brałam go aż tak serio. Moja córka za kilka dni skończy 3 latka, więc zaprosiliśmy dziadków i chrzestnych dziecka na "torta". No i tak, chrzestny oczywiście będzie ale z chrzestną kolejny raz mam problem, bo olewa sprawę... Na chrzcie była, ale na roczku ani na 2 urodzinach już nie. Pisałam, dzwoniłam i nic. Prosiłam naszych wspólnych dziadków z którymi ona częściej widuje się niż ja, by przekazali jej co by się odezwała. NIC... Na szczęście moja córka jej nie pamięta, jedynie kojarzy ze zdjęć, bo pewnie byłoby jej smutno. Dodam jeszcze, że chrzestna jest moją jedyną kuzynką, więc w sumie to najbliższa rodzina. Wielokrotnie zastanawiałam się i wciąż to robię, dlaczego się do mnie nie odzywa. Nie jestem jakaś mega wrażliwa, ale trochę jest mi przykro. Nasze kontakty zawsze były liche, (pomijając okres dzieciństwa), ale nie sądziłam, że ona będzie udawać iż ja i jej chrześnica w ogóle nie istniejemy ... Co Wy na to? Definição de z rodziną najlepiej wychodzi się z zdjęciach It means that sometimes even strangers have more empathy than our family members. You look at the photos and see smiling ppl but in reality there may be violence at home or other problems. |Słowo "wyjść" ma wiele znaczeń, w tym wyrażeniu wykorzystane są dwa z nich: dobrze(źle) na czymś wyjść - zrobić dobry(zły) interes
polski It means that sometimes even strangers have more empathy than our family members. You look at the photos and see smiling ppl but in reality there may be violence at home or other problems. Wysoko oceniany użytkownik polski Słowo "wyjść" ma wiele znaczeń, w tym wyrażeniu wykorzystane są dwa z nich: dobrze(źle) na czymś wyjść - zrobić dobry(zły) interes; zyskać (stracić) na czymś; dobrze wyjść na zdjęciu - ładnie wyglądać na fotografii "Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach" oznacza, że czasami NA interesach z rodziną (pożyczki, spadki, itp.) źle WYCHODZIMY, czasami możemy zostać oszukani lub wykorzystani. Krewni, bliscy ludzie, którym ufamy, mogą okazać się skąpi i pazerni. Najczęściej to wyrażenie używane jest w kontekście spraw finansowych, ale może się też odnosić do jakiejkolwiek formy braku pomocy i wsparcia ze strony rodziny, gdy okazujemy się w trudnej sytuacji. Żeby "dobrze wyjść na zdjęciu" wystarczy się uśmiechnąć :) To wyrażenie to gra słów - porównanie dwóch zupełnie różnych pojęć. Słowo "wyjść" ma wiele znaczeń, w tym wyrażeniu wykorzystane są dwa z nich:dobrze(źle) na czymś wyjść - zrobić dobry(zły) interes; zyskać (stracić) na czymś; dobrze wyjść na zdjęciu - ładnie wyglądać na fotografii"Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach" oznacza, że czasami NA interesach z rodziną (pożyczki, spadki, itp.) źle WYCHODZIMY, czasami możemy zostać oszukani lub wykorzystani. Krewni, bliscy ludzie, którym ufamy, mogą okazać się skąpi i pazerni. Najczęściej to wyrażenie używane jest w kontekście spraw finansowych, ale może się też odnosić do jakiejkolwiek formy braku pomocy i wsparcia ze strony rodziny, gdy okazujemy się w trudnej "dobrze wyjść na zdjęciu" wystarczy się uśmiechnąć :)To wyrażenie to gra słów - porównanie dwóch zupełnie różnych pojęć. Wysoko oceniany użytkownik polski Wytłumaczę to po polsku. To znaczy ze na zdjęciu wyglada się jak szczęśliwa i bezproblemowa rodzina natomiast w prawdziwym życiu rodzeństwo się kłóci i nie jest tak wesolo polski I think the most often we say it when it comes to money. Making any business with money (loan, selling things) often it goes wrong. "Wychodzić na zdjęciu" is sth like "to come out on a photo/to look good on a photo" and "wychodzić dobrze na biznesie" is "to do a good business with a profit". So with your family you won't do a good business (each is expecting a profit cause both sides expect a good price etc from his family member). But you'll look good with your family on a photo. :) Quite complicated. chiński uproszczony (Chiny) @peterPL thank you for your explanation. Mr Piotr. [Aktualności] Hej, Ty! Ty uczący się języka! Wiesz jak poprawić swój język obcy❓ Potrzebujesz tylko, żeby Twoje teksty poprawił native speaker!W HiNative native speaker poprawi Twoje teksty za darmo ✍️✨. Zarejestruj się
Istnieje takie powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Im dalej, tym lepiej. Im rodzina mniej wie, tym lepiej się żyje. Nie ma
fot. Adobe Stock Zawsze szczyciłam się tym, że mam dobre stosunki z rodziną. Z obcymi, powtarzałam, różnie się może ułożyć, ale rodzina to jest rodzina. Na krewnych zawsze można liczyć. Dlatego nie miałam zamiaru tracić czasu na nawiązywanie jakichś tam znajomości z koleżaneczkami czy przyjaciółeczkami. Niech sobie inne głupie baby plotkują po opłotkach, ja zamierzałam poświęcać swój czas tylko tym, którzy później, w razie jakiegoś nieszczęścia, odwdzięczą się realną pomocą. Gdy organizowałam imieniny – zapraszałam tylko siostry i szwagrów. Gwiazdka, awans w pracy, jakakolwiek okazja – wszyscy wiedzieli, że dla krewnych drzwi mojego domu są zawsze otwarte. I, nie chwaląc się, nie o same pogaduszki chodziło odwiedzającym mnie krewnym. Wiem, co należy do obowiązków dobrej gospodyni i staram się jak mogę sprostać zadaniu. Na uroczystości, z jakiejkolwiek by ona nie była okazji, musi być domowy pasztet, co najmniej trzy rodzaje ciast, no i jakaś nalewka. Panowie w naszej rodzinie za kołnierz nie wylewają i byle czego nie pijają. Już moja w tym głowa, żeby z naszego domu wychodzili zawsze zadowoleni. Nie chwaląc się, nigdy nie było inaczej. Nic dziwnego, że w naszej rodzinie utarło się, że to do nas wszyscy zjeżdżają na Wigilię i Wielkanoc. Wiadomo, nigdzie nie ma jak u Baśków. Parę razy buntowałam się nawet na ten obyczaj – bo to wiadomo, narobi się człowiek po łokcie, a inni tyle że się przy stole rozsiądą – ale w końcu kapitulowałam. Z tradycją rodzinną się nie dyskutuje. Bo tak po prawdzie to wszystkim rzeczywiście było u nas najwygodniej. Większość rodziny, zarówno od strony męża, jak i od mojej, mieszka w blokach, w ciasnych klitkach. Tylko nam z mężem się poszczęściło. Kilka lat temu kupiliśmy niedrogo kawałek ziemi za miastem. Potem udało nam się, nie bez wyrzeczeń, na tej działce pobudować dom. Jak to mówią – ciasny, ale własny. Zresztą, aż taki bardzo ciasny to ten nasz dom nie jest. Miejsca starczy i dla gości z nocowaniem. Dlatego ludzie chętnie do nas zjeżdżają. A że mieszkamy w niebrzydkiej okolicy, nad jeziorem, wśród lasów – już od połowy września zaczynają się telefony: – Macie jakieś plany na Boże Narodzenie? Bo my chcieliśmy gdzieś wyjechać, ale jak policzyliśmy koszty, to wyszło nam, że lepiej w domu siedzieć… No i tak nam się cioci pasztet przypomniał, więc stwierdziliśmy, że takiego to nigdzie w świecie nie zjemy… To co, znajdzie się na tym poddaszu dla nas miejsce? I przed Wielkanocą to samo! Nic tylko: „My nie zrobimy kłopotu, w kąciku sobie przycupniemy…”. I weź tu, człowieku, odmów takiemu, tym bardziej, że przecież to rodzina. No nie wypada i już. Antek, mój ślubny, nieraz się buntował: – Zero odpoczynku, wiecznie te ich dzieciaki biegają z piętra na piętro, niewychowane miastowe bachory. Powiedz im, Baśka, że skoro swoje domy mają, to niech w nich siedzą. Ale ja nie zamierzałam się jego gadaniem przejmować. Wiadomo, chłop. Na stosunkach z ludźmi się nie zna, a z rodziną przecież trzeba żyć dobrze. Jak nam na chleb zabraknie, to kto nas poratuje, jak nie najbliżsi?! Tak myślałam, ale nigdy jakoś nie było okazji przekonać się, czy mam rację. Odpukać, nieźle nam się wiodło. Antek znalazł jeszcze za komuny pracę w fabryce szkła. Zakłady dookoła upadały, a ich jakoś się trzymał. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze jakoś tam było. Dlatego jak grom z jasnego nieba spadła na nas ta wiadomość. Pewnego zwyczajnego zimowego popołudnia mój mąż wrócił z pracy blady i z podkrążonymi oczami. Strach było do niego podchodzić! – Boli cię co? – zagadywałam kilka razy, zaniepokojona, bo nie w jego stylu było siedzieć bez ruchu przed telewizorem i zmieniać bezmyślnie kanały. Antek wyznawał zasadę, że w domu zawsze jest coś do zrobienia i tylko nieroby albo staruszkowie spędzają życie na kanapie – Serce może? Ziół ci naparzę… – To koniec. Na stare lata to koniec, Baśka – Antek spojrzał na mnie poważnie, jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówiłam. Poczułam zimny pot spływający mi po karku. „Czyżby Antek czuł się aż tak źle? Na nic się ostatnio nie skarżył, ale tyle teraz się słyszy o nowotworach, młodzi ludzie chorują, a my nie jesteśmy w końcu już dawno w kwiecie wieku…” – Dopadło cię? Jakieś choróbsko, tak? Wspólnie damy radę… – zaczęłam nieudolnie go pocieszać, nie bardzo wiedząc, jak nakłonić mojego męża do zwierzeń. Ale Antek spojrzał na mnie, jakbym postradała zmysły. – O czym ty, do licha, gadasz, kobieto?! – warknął. – Zwolnili mnie z pracy. Po czterdziestu latach wyrzucili mnie jak niepotrzebnego psa. Kilka lat przed emeryturą, rozumiesz? Co ja teraz zrobię, gdzie mnie przyjmą?! To koniec! Teraz dopiero zaczęło to do mnie docierać. Wprawdzie koledzy Antka dawno już wspominali o masowych zwolnieniach w jego zakładzie, ale do głowy mi nie przyszło, że ten problem mógłby dotknąć także nas. „Antka nie ruszą” – myślałam. „Nikt nie zwolni faceta, w takim wieku. Wiadomo przecież, że innej pracy nie znajdzie” – kombinowałam. Jak widać, byłam naiwna. Kierownictwo zakładu podjęło decyzję o zwolnieniu całej kadry powyżej pięćdziesiątego roku życia i nie było na nich siły. Gdy minął pierwszy szok, zrozumiałam, że muszę szybko zacząć działać. Antek wciąż jeszcze nie był w stanie się otrząsnąć. Nic tylko siedział na kanapie i użalał się nad sobą. Dotarło do mnie, że teraz ja mogę wziąć sprawy w swoje ręce i jakoś uratować nas przed finansową katastrofą. Od razu przypomniało mi się, że mój szwagier prowadzi nieźle prosperujący komis samochodowy. Przy okazji ostatniej wizyty u nas wspominał nawet, że szuka pracownika. – Nic trudnego, trzeba tylko umieć opowiadać o samochodach – mówił. – Więc jakbyście słyszeli o kimś chętnym, to kierujcie go do mnie. Tak, teraz była doskonała okazja, żeby szwagier odwdzięczył się za te wszystkie gościny u nas. Bez wahania wykręciłam jego numer: – No cześć, Michałku – zaczęłam. – Jak interesy, dalej szukasz kogoś do komisu? – A wiesz, że tak – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki i aż mi serce zabiło mocniej z radości. – Interesy idą nie najgorzej, więc pomoc by mi się przydała. Masz może kogoś na oku? Wiesz, chodzi o to, żeby był uczciwy, wyględny, no i żeby z ludźmi umiał gadać... – Mam dla ciebie kogoś idealnego – aż zatarłam ręce z radości, że tak szybko uporam się z problemem. – Antka! – Jakiego Antka? – po drugiej stronie słuchawki nagle zapadła złowroga cisza. – No mojego Antka przecież, mojego ślubnego. – wypaliłam jeszcze nieświadoma nadciągającej katastrofy. – Zwolnili go z pracy, redukcja etatu, no i szuka teraz biedak zatrudnienia… – Ale wiesz, z tym komisem to jeszcze nic pewnego. – Czy mi się zdawało, czy Michał nie chciał pomóc własnemu szwagrowi?! Aż się nogi pode mną ugięły! – I ja bym mu na początek mógł grosze zaproponować, to bez porównania do tego, co zarabiał na państwowym… – Ale to bez znaczenia, Michał – zapewniłam go szybko – Wiesz, jak to jest, jak się nie ma roboty, to jakiekolwiek zajęcie jest na wagę złota. – Powiem bez ogródek, Basia – usłyszałam. – To jest zajęcie dla kogoś młodszego. Nie obraź się, ale to nie jest robota dla Antka. Powodzenia w szukaniu dalej. Teraz na pewno nie mogłam się przesłyszeć. W głosie Michała brzmiała determinacja. Determinacja, żeby nie dać mojemu mężowi szansy. Po tym wszystkim, co dla niego i mojej siostry zrobiliśmy. To niewiarygodne. Gdy odłożyłam słuchawkę, czułam się, jakby ktoś przyłożył mi w głowę ciężkim narzędziem. Jak ja mogłam się tak pomylić. To na kogo człowiek może w dzisiejszych czasach liczyć, jak nie na rodzinę?! Nadal wściekła na Michała wykręciłam numer młodszej siostry. To jej dzieci najbardziej dały nam się we znaki podczas ostatnich świąt. Wykazałam się wtedy anielską cierpliwością w łapaniu ich na schodach, żeby nie ponabijały sobie guzów. „Kto jak kto, ale Gosia mi pomoże” – taką przynajmniej miałam nadzieję. – Cześć, siostra – westchnęłam – Słyszałaś już złą nowinę? Wiedziałam, że siostra nie pomoże mi w znalezieniu dla Antka zajęcia. Od wielu lat siedziała w domu na utrzymaniu szwagra, który dobrze zarabiał – pracował jednak w specyficznej branży, i Antek nie miał tam czego szukać. Miałam jednak inny pomysł na to, by siostra mogła mi się przysłużyć. Nie dalej jak podczas moich ostatnich imienin opowiadała, że całkiem dobrze im się teraz powodzi i udało im się nawet odłożyć sporą sumkę na koncie. – Nie, nic nie słyszałam – odparła Gosia. – Coś nie tak u kogoś ze zdrowiem? – zaniepokoiła się. – Nie, dzięki Bogu zdrowie nam jeszcze dopisuje – westchnęłam. – Ale Antek stracił pracę. Nie dość, że zamartwiam się tym, gdzie on w jego wieku znajdzie zajęcie, to jeszcze… Wiesz, w zeszłym roku wzięliśmy tę pożyczkę na remont dachu… Lada chwila przyjdzie wezwanie do zapłaty, a ty ostatnio, jak u nas byliście, opowiadałaś, że nieźle wam się powodzi… Może mogłabyś mi pożyczyć kilkaset złotych? Po drugiej stronie słuchawki zapadła dziwna cisza. To na pewno nie było to, czego się spodziewałam. I nagle, jeszcze nim Gośka wypowiedziała pierwsze słowa, wiedziałam, co teraz nastąpi. Moja siostra mi nie pomoże. Najbliższa mi rodzina odsuwa się od nas, bo mamy kłopoty. To po prostu było niewiarygodne! – Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć, Basiu – w głosie Gośki słyszałam wahanie. – Chyba źle mnie zrozumiałaś. Owszem, mieliśmy jakieś tam oszczędności, ale właśnie kupiliśmy terakotę do kuchni… Sama rozumiesz… Chętnie ci pomogę, ale to nie jest dobry moment… Nie czułam się na siłach słuchać tego dłużej. Jeszcze nim Gośka skończyła zdanie, odłożyłam słuchawkę i przez chwilę wpatrywałam się w nią oniemiała. To się nie mieściło w głowie. Moja rodzina nie okazała nam wsparcia w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Jak ja to powiem Antkowi? Tyle razy namawiał mnie, żebym przestała się dla nich poświęcać – czyżbym po niewczasie miała przyznać mu rację? Mój świat przewracał się do góry nogami. Załamana weszłam do salonu, spodziewając się, jak zwykle w ostatnich dniach, zastać tam męża leżącego na kanapie przed telewizorem. O dziwo, Antka nie było. Pełna najgorszych przeczuć wystukałam numer jego komórki. Bo to wiadomo, co zdesperowanemu facetowi w średnim wieku przyjdzie do głowy?! Na szczęście Antek odebrał już po dwóch sygnałach: – Przepraszam, że ci nic nie powiedziałem, musiałem wziąć samochód – dopiero teraz zobaczyłam przez okno, że na parkingu brakuje naszego auta. – Zadzwonił sąsiad, wiesz, ten spod dwójki, że jest robota, no i musiałem od razu się stawić. Wiesz, żadne mecyje, ale też nie najgorzej. Hurtownia owocowo–warzywna. Potrzebowali kogoś do obsługi klientów. Już mnie zaakceptowali. Oczywiście muszę się jeszcze trochę poduczyć, wiesz, tu używają takiego programu do księgowania, którego wcześniej na oczy nie widziałem, no i wiek już nie ten, żeby tak wszystko do głowy łatwo wchodziło, ale jakoś dam radę – dawno nie słyszałam Antka tak podekscytowanego. – A co tam u ciebie, kochanie, gdzie tak dzwoniłaś przez całe popołudnie? – A, nigdzie – mruknęłam niechętnie. – Tak jakoś… Co ja miałam Antkowi powiedzieć? Że obdzwaniałam całą rodzinę, żeby ktoś łaskawie nam pomógł i właśnie się dowiedziałam, że na nikogo tak naprawdę nie możemy liczyć?! Przecież to podkopało cały mój świat! „To obcy człowiek, sąsiad, któremu ledwie mówię dzień dobry, pamiętał, że potrzebujemy pomocy, a rodzina w ogóle się o nas nie zatroszczyła?! Jeszcze wam to kiedyś przypomnę!” – myślałam butnie. Cóż, widocznie i takie doświadczenie było mi w życiu potrzebne, bym wreszcie przejrzała na oczy. Jak to mówią: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Właśnie się dowiedziałam, co oni są warci. Ale nie ma tego złego… Przecież niedługo będzie Wielkanoc. I zacznie się, jak co roku: – To może my wpadniemy na kilka dni? Nie chcemy robić kłopotu, ale u was jest taka wyjątkowa atmosfera... Szczęki wam poopadają, kiedy usłyszycie, że w tym roku mamy inne plany. Chcemy spędzić święta z tymi, na których naprawdę możemy liczyć – i na pewno nie będziecie to wy. Jak przyjdzie wam zapłacić po kilkaset złotych od osoby za pobyt w jakimś pensjonacie nad jeziorem, to pożałujecie, że nie pomogliście starej ciotce i wujowi w biedzie. Ale wtedy to będzie już za późno! Nie dam się więcej wykorzystywać. Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Przysłowie mówi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, ale zdarza się, że także w telewizji. Sukces jednego członka często ułatwia start kolejnemu, aż w końcu cała familia trafia do show-biznesu.

Żeby odpocząć sobie po tych zawieruchach między mną a moimi przyjaciółmi postanowiłem sobie odpocząć i pojechać do rodzinnego miasta odwiedzić grób dziadka i babcie, ale nie wiedziałem że to co tam przeżyje tylko mnie dobije U dziadka było wszystko ok. Nawet gdy wychodziłem z cmentarza rozpierała mnoe duma bo sam wymieniłem wkłady od zniczy (było ich pięć). I jak to pieknie wyglądało pałace się razem do wow, super, aż niemal wzruszenie. Gdy dojechałem do babci z początku było ok. Ostra jazda zaczęła się dopiero gdy przyszedłem jeść obiad. Babcia zaczęła mi opowiadać ze gdy wracała ze szpitala spotkała taką kobitkę na e-wózku, zadała w związku z tym pytanie może napisze dialog. Dla jasności, kolega'' o ktorym będzie tu mowa to mój chłopak. J- JaB - Babcia B - Czemu twój kolega nie kupi sobie takiego wózka J - No bo on mówi że elektryczne wózki są dla leniwych poza tym ciężej by było pociągiem z nim podróżować B - Aha, czyli on jest taki uparty ze nic nie da sobie powiedzieć no bo kto na takim manualnym wózku jeździ no nie ma już takich ludzi, trzeba być ponadczasowym no ale jak on jest za leniwy to ciul z nim tylko niech się nie dziwi jak nikt mu nie będzie pomagal J - No ale on woli manualny wózek tradycyjny bo łatwiej jest wnieść go po schidach i można go złożyć B - No ale nie może lepszego takiego wózka sobie załatwić J - Zalatwia, tylko że ta biurkoracja jest porąbana.. I na tym temat się skończył. Dalej zmieniłem temat na mojego drugiego kolegę i to wyglądało tak:J - Wie babcia że mój kolega znalazł sobie dziewczyne? B - jo, ten INWALIDA ze Śląska sobie dziewczyne znalazł? J - Nie ten co tutaj niedaleko mieszka. Tak w skrócie dla jasności, jak homoseksualista może mieć dziewczyne mając chłopaka? Dwa, co to za określenie - Inwalida, to określenie obraża osoby na wózku. Wkurzyło mnie to wystarczająco ale nie tak z kolei bym tracił dobry nastrój. Nastepnie z bratem pojechaliśmy do mamy (tak wiem pisałem że wiecej tam nie pojadę). Z bratem super mi się gadało gadaliśmy sb na luzie, z nimi się prawidlowo dogaduje. Gdy dotarlismy d o matki z początku mimo iż mi się wydawało że nie chce ze mną gadać to było ok rozmawialiśmy o jej pracy, o jej partnerze, trochę o babci, trochę o śmierci dziadka. Wydawało mi się że wszystko jest ok w pewnym momencie opowiedziałem matce o koszmarze o dziadku z przed tygodnia, ona się tylko zaśmiała, tak samo zareagowała babcia hak byłem u niej, ale ona też opowiadała ze dziadek jeh się snil, ale matka do mnie taki tekst,, Przemysl swoją ostatnią rozmowę z dziadkiem". Ja myślę tylko o tym co mogło być nie tak i wtedy nic mi nie przychodziło do glowy więc spytałem się matki o co jej chodzi a matka do mnie takie,, Po prostu przemysl jaka była twoja pstatnia rozmowa o czym gadaliscie co ty mówiłeś dziadkowi a co on tobie ". Ponowiłem pytanie o co jej chodzi a ona ponownie mówi,, O nic kur#a, o noc mi nie chodzi to ja się opiekowałam dzoadkiem i wsztstko a wy tylko myslelise eh eh ile kto pieniędzy dpstanie" zaczęła latać jak pszczoła po pokoju a po chwili powiedziała do mnie,, Ty odwiedziłeś dziadka w piątek a nastepnego dnia już w agoni leżał, tylko ścisnął mnie za rękę i się spytał czemu nie jesteśmy tacy rodzinni a to wasza wina bo daliście się zmanipulować babce na kasę". Po tych slowach wsciekly wyszedłem bo naprawdę ona chyba mnie chciała obarczać wina zwlaszcza po słowach,, Odwiedziłeś dziadka a następnego dnia już leżał w agonii. Serio to zabrzmiało jakby to moja wina była jakbym mu coś do sypał, lub jakimiś slowami go wykończył. Po tycj slowach wyszedłem zabierając kurtkę (i przypadkowo recznik który potem zostawiłem na klatce schodowej) wychodząc z klatki mialem ochotę przebić jej wszystkie oponoy w aucie, potem jechać do dziadka i powiedzieć mu,, Tak, tak dziadku zabilem cie jestem mordercą". Miałem Niespełnione mysli samobojcze, jak czekałem na peronie gdy zapowiedzieli ze juz jedzie pociąg to chciałem opaść na tory, lecz spokojnie odmówiłem tłumacząc sobie ze musze walczyć mimo to, mimo wszystko wróciłem do domu zamówiłem sobie jedzenie, obejrzałem,, Szkole" na playerze, wziąłem leki (w tym doraźnie ktore lekatz mi kazał w nagłych wypadkach) i zasnąłem. Obudziłem się ok 16 00 (spałem 14h ah co za szok lek doraźnie spełnił swojw zadanie na szóstkę z plusem xD). Poszedłem na zakupy, wracając chyba zdałem sobie sprawę co matka miała na myśli mówiąc słowa,, Przemysl waszą ostatnią rozmowę". Chodziło jej pewnie o to że obiecałem dziadkowi podczas ostatniej rozmowy ze nastepnego dnia go odwiedzę a nie zrobiłem tego, nie zrobiłem bo pokonały mnie emocje, pokonały mi emocje dotyczące konającego dziadka (taki ja gupi i słaby). Tym bardziej jak mi się twraz przypomona jak babcua mówiła vpodczas opowiadania teho6mojego koszmaru że,, Dziadek najbardziej był za tobą", to mam co raz to gorsze wyrzuty sumienia - straszne wyrzuty sumienia. Jeśli mojej matce o to chodziło l, to skoro jest taka mądra to niech przypomni sobie ze mówiła iż od miesiąca nie była u dziadka bo zaczyna się ten okres gdzie dziadek miał operację nogi i to spowodowało szybkie rozprzestrzenienie się raka. Siedzę teraz i nwm co mam zrobić. Wczoraj matka wstawila post na fb jego treść mnie rozbawiła i wprawiła w osłupienie napisała,, 0". Dałem jej rekacje,, Ha ha".
z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu
BVzd. 411 229 463 305 425 167 93 139 144

z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu